S. Agnieszka Pięta, po dłuższym pobycie w Polsce spowodowanym chorobą, powróciła do Senegalu, skąd dzieli się swoimi przeżyciami.
Mija już trzeci miesiąc od mojego powrotu do Senegalu. Życie jest tu naprawdę barwne, więc dzielę się tym.
POWRÓT
Dojechałam szczęśliwie, choć byłam nieco zestresowana. Ku mojemu zaskoczeniu parafia i Panie przywitały mnie bardzo ciepło. Myślałam, że już o mnie zapomnieli, ale w ich oczach widziałam tyle miłości, że aż serce mi rosło. Problem był tylko taki, że ja tych twarzy już tak dobrze nie pamiętałam. Wszystko mi się pomieszało! Na szczęście zachowałam cierpliwość, starałam się unikać imion i witałam się ze wszystkimi tak jakbym znała ich od lat.
POBOŻNE KURY
W między czasie wydarzyła się historia, która chyba przejdzie do mojego prywatnego „panteonu” zabawniejszych chwil. Był ranek, bardzo wcześnie, przed godziną szóstą, poszłam do kościoła na Mszę św. i jakoś tak wyszło, że przyszłam pierwsza. Otwieram drzwi, wchodzę i... co widzę? Cztery kury. Tak, dobrze czytacie, kury. Każda z nich grzecznie siedziała w swojej ławce, z głową skierowaną w stronę tabernakulum. U nas tabernakulum znajduje się po lewej stronie od ołtarza. Wyglądały jak najbardziej pobożne parafianki, jakby odmawiały różaniec w wielkim skupieniu!
Później dowiedziałam się, że właścicielem tych „rozmodlonych” kur jest ksiądz wikary. Przypadkiem zamknął swoje kury w kościele na noc. I tak, biedne, zamiast spać w kurniku, spędziły noc przed tabernakulum. Patrząc na nie, pomyślałam, że skoro kury ciągną do kościoła, to może i wikary z tego coś wyciągnie.
DLASZE PRZUGODY Z KURAMI
Kiedy wróciłam do domu po tygodniu nieobecności, który spędziłam na rekolekcjach już od progu czekały na mnie wyzwania! Moja współsiostra spojrzała na mnie z niepokojem i rzuciła: „Tylko się nie przeraź!” Oho! - serce mi zadrżało. Jeszcze przed moim wyjazdem nasz ogród wyglądał jak z bajki – wszystko pięknie uporządkowane, kwiatki posadzone, dekoracja starannie ułożona. Oczywiście na miarę naszych afrykańskich warunków. Ale gdy otworzyłam drzwi… cóż, powiedzmy, że widok, który ujrzałam przypominał bardziej krajobraz po przejściu huraganu niż starannie wypielęgnowany ogród.
I kto był sprawcą tej katastrofy? Otóż … kury! Te same kury, które tak pobożnie siedzą w kościele i udają święte! Najwyraźniej modlitwa o „chleb powszedni” nie wystarczyła, więc postanowiły same się w niego zaopatrzyć. I to w moim ogrodzie! Rozgrzebały dekorację, zjadły świeżo posadzone kwiatki, słowem zrobiły sobie tam istny piknik.
A co na to ich właściciel? Ano… nawet nie wie, gdzie są jego kury! Te beztroskie stworzenia chodzą po całej wiosce jak samozwańcze królowe podwórek. I tym razem, o zgrozo, upodobały sobie moją grządkę
ŚWIĘTO ŚW. ANIELI
Wczoraj przeżyliśmy wyjątkowy dzień – święto Świętej Matki Anieli, święto naszej urszulańskiej rodziny. Coraz więcej osób interesuje się Jej postacią, co jest piękne i poruszające. Tego dnia mieszkańcy Lehar licznie przyszli na Mszę Św., by razem z nami – siostrami urszulankami – modlić się i prosić o Jej wstawiennictwo.
Po Mszy nasz dom wypełnił się gośćmi. Już wcześniej przygotowałyśmy ciasteczka i napoje, więc mogliśmy razem usiąść w kręgu, jak przy ognisku. Było nas sporo, chyba około pięćdziesiąt osób! Atmosfera szybko stała się radosna – zaczęliśmy śpiewać, tańczyć, uderzać w bębny i cieszyć się tym, że Matka Aniela jest z nami.
Coś niezwykłego wydarzyło się w czasie śpiewania. Ludzie spontanicznie zaczęli dodawać nowe zwrotki do znanych melodii, tworząc piękne pieśni o Świętej Matce Anieli. Było to bardzo naturalne – podobnie jak kiedyś Ojciec Święty Jan Paweł II, który układał zwrotki do melodii Góralu, czy ci nie żal. Tutaj śpiewający z radością tworzyli swoje własne wersje pieśni, wielbiąc Boga i wyrażając swoją wdzięczność Dawno nie widziałam takiej radości w ich oczach. To było coś więcej niż tylko wspólne świętowanie – to była prawdziwa wspólnota, połączona wiarą, muzyką i spontaniczną radością.
PAN NGOM
Pan Ngom to ciekawy człowiek, który często pojawia się przy naszych remontach. Jest to osoba pełna ciepła, o historii pełnej nieoczekiwanych zwrotów. Jego życie to dowód na to, jak bardzo ludzkie drogi mogą się splatać, a decyzje podejmowane w młodości wpływają na dalsze życie.
Pan Ngom to ojciec naszego inżyniera, ,,człowiek stąd”– urodzony w sąsiedniej wiosce, gdzie mamy przychodnię. Cechuje go przede wszystkim to, że jest człowiekiem głęboko wierzącym, a jego pobożność jest widoczna w każdym geście. Jego dzieci zdobyły wykształcenie
i wyjechały do Dakaru, on jednak pozostał tutaj i stał się bardzo gorliwym muzułmaninem. Kiedy nas odwiedza, zawsze przychodzi w swoim skromnym, muzułmańskim stroju
i z szerokim uśmiechem na twarzy.
Pewnego dnia Pan Ngom zaczął opowiadać o sobie. „Siostro, ja chodziłem do tej szkoły” – powiedział, wskazując miejsce w centrum, gdzie obecnie remontujemy budynek. Pokazał, gdzie stała jego ławka. „Pamiętam ojca Burge, tego, który założył parafię i wybudował te budynki. „Byłem blisko niego. Miałem tu pierwszą komunię.”
Zaskoczenie malowało się na mojej twarzy. Muzułmanin i pierwsza komunia? Dopytuję, czy dobrze rozumiem. „Tak, siostro” – potwierdza z uśmiechem. „Chodziłem do kościoła, służyłem do mszy. Właściwie chciałem zostać księdzem i wstąpić do seminarium w Gazobil”. Jego ojciec nie wyraził jednak na to zgody. Zbuntowany i rozczarowany młody Ngom wyjechał do Dakaru. Tam podjął decyzję, która odmieniła jego życie – przeszedł na islam i stał się jego gorliwym wyznawcą.
Dziś, choć jego serce oddane jest islamowi, gdy przychodzi do naszego domu, zawsze pierwsze kroki kieruje do kaplicy. Staje w progu, patrzy na tabernakulum z niezwykłą nostalgią, jakby szukał czegoś, co kiedyś było częścią jego życia. Widzę w jego oczach tęsknotę i pytania, na które nie znalazł jeszcze odpowiedzi.
Modlę się za niego. Wierzę, że jego serce nadal szuka. I tak Pan Ngom, człowiek dwóch światów, wciąż jest w drodze – drodze, którą zna tylko Bóg.
Wierzę, że w życiu nic nie dzieje się przypadko. Każde doświadczenie, nawet to najtrudniejsze, ma swój sens i cel. Może przygotowuje do tego, by kiedyś pomóc komuś innemu przejść przez podobne trudności?
Patrząc na moje doświadczenia, widzę, jak bardzo mnie ukształtowały. Nauczyły dystansu do wielu spraw, a świat zaczął nabierać nowych barw. Chcę tym służyć: jestem tutaj – z siostrami w kaplicy, w codziennych obowiązkach. Podejmując remont centrum i przekształcania podejmowanej tutaj formacji nieustannie pytam: „Panie Boże, co dalej? Co z tym wszystkim?”
Zaskakujące jest to, że właśnie teraz wioska dostrzegła potrzebę edukacji. Burmistrz zauważył, jak ważne jest kształcenie, i obok nas, jakieś dwa kilometry stąd, powstaje centrum formacji dla kobiet i dziewcząt. Cieszę się ogromnie, bo może właśnie po to tu przyjechałam – by być małym mobilizatorem tego dzieła. Już widać pierwsze budynki, choć nie wiem jeszcze, jak to wszystko się potoczy. Ale wierzę, że Pan Bóg ma w tym swój plan i przez nasze wysiłki doprowadzi do czegoś większego.
Wszystko oddaję w Jego ręce. Czekam na Jego znaki, staram się je odczytywać, choć nie zawsze mi to wychodzi – bo człowiek jest słaby. Ale łaska Boża prowadzi, a jeśli coś jest Jego wolą, to znajdzie sposób, by doprowadzić to do końca.
s. Agnieszka Pięta OSU
Środa Popielcowa stawia nas wobec prawdy o naszym życiu. Popiół, który dziś przyjmujemy na nasze czoła, przypomina o kruchości i przemijaniu. A jednak Słowo, które słyszymy, mówi o czymś więcej niż tylko o przemijaniu – mówi o nadziei. W centrum tej nadziei stoi Bóg, którego cechy prorok Joel wymienia z taką precyzją, jakby chciał nam przypomnieć, że nie idziemy w nieznane, wracając do Niego. Wracamy do Kogoś, kto nas kocha bardziej, niż jesteśmy w stanie to zrozumieć.
W duchowej radości
przejdźmy przez to nasze krótkie życie.
św. Aniela Merici