Jestem szczęśliwą Urszulanką
Życie jest cudownym darem. Jest przestrzenią i terenem nieustannego odkrywania. Jest jak Ziemia Obiecana. Kiedy już zaczynam coś dostrzegać, rozumieć, nagle pojawia się nowy obszar, coś nowego i wyzwanie, by żyć „życiem nowym". Jest to piękny dar, ale i wymagający. Niejednokrotnie budzi lęk, tysiące obaw, czasem odkrywa przykryte łachmanem spraw- niezagojone rany, obnaża słabości, grzech, który nie pozwala odbić światła prawdy o sobie samej, czyli takiej jaką widzi mnie Bóg. Jaką zostałam poznana przez Boga.
Jako dorastająca dziewczyna miałam mnóstwo marzeń i pragnień. Najgłębszym było pragnienie prawdziwej miłości. Kochać i być kochaną. Byłam przekonana, że przyjdzie taki dzień, w którym spotkam „tego jedynego", miłość mojego życia. Pragnienie nie stygło, przeciwnie -wzrastało, jakbym dojrzewała do przyjęcia miłości, a może inaczej... ciągle dojrzewała do przyjęcia jeszcze większej miłości. Myślałam, że jak wszystkie kobiety w mojej najbliższej rodzinie wyjdę za mąż i będę miała dużo dzieci, a może - co też było moim pragnieniem - uda mi się z moim mężem zaadoptować kilkoro dzieci.
Pisałam listy, wiersze i mówiłam Jezusowi o moich pragnieniach, w końcu zaczęłam pytać Jezusa o Jego pragnienia względem mnie. Pomagałam w tym czasie mojej mamie w domu, w gospodarstwie, przechodziłam kolejne etapy szkół, praktyk zawodowych i służby w wolontariacie.
Jako dziecko zastanawiałam się jak to jest „być siostrą zakonną", ale osobiście nie odbierałam tego do siebie. Dopiero pierwszy mocny impuls i natchnienie, z którym nie mogłam już później się rozstać (choć czyniłam wysiłki), był w szkole średniej. Miałam wówczas 16 lat. Gdy podzieliłam się tym niepokojem serca z moim katechetą, otrzymałam odpowiedź, aby najpierw skończyć szkołę, a „później się okaże". Tak ukończyłam kolejną szkołę i kolejny stopień studiów. Po obronie pracy licencjackiej za namową pani promotor i księdza z komisji egzaminacyjnej, szukałam odpowiedniej uczelni, aby kontynuować studia. Po licznych perypetiach przyjechałam do Krakowa. Jedyny adres jaki „przypadkiem" dostałam, aby zapytać o nocleg na czas studiowania, to adres Zgromadzenia Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej. I tak zatrzymałam się w ich domu. Po jakimś czasie zostałam nawet zatrudniona do pracy w kuchni. W ten sposób poznawałam bardziej życie sióstr. Temat powołania do życia zakonnego był mi raczej obcy, nie znałam sióstr zakonnych. Jedyne wiadomości jakie miałam o życiu zakonnym wypływały z lektury „Dzienniczka" św. Siostry Faustyny. Jednak z tego doświadczenia został mi najbardziej w sercu obraz Jezusa Miłosiernego i pasja odkrywania Jego Miłosierdzia poczynając od historii mojego życia.
Ku własnemu zdziwieniu i zaskoczeniu, w klasztorze urszulańskim znalazłam „swoje miejsce" i poczułam się „jak u siebie". Takie było moje pierwsze, silne wrażenie. Gdy wspólnie uczestniczyłam z siostrami w Eucharystii i Adoracji, gdy modliłam się w kaplicy, gdy rozmawiałam z nimi i pracowałam, czułam wewnętrznie, że Pan wzywa mnie również do takiego życia. Poznawałam też świętą Anielę Merici, założycielkę Zakonu i nawiązywałam z nią coraz bliższą więź i czułam się jej duchową córką. W następnym etapie pojawiła się też głębsza refleksja i „badanie" pragnień, motywacji. Był to dla mnie piękny i intensywny czas nauki, pracy oraz rozeznawania powołania. Coraz częściej też rozmawiałam o tym wszystkim z siostrami. Pewnego dnia siostra przełożona zaproponowała mi, abym poszła do Kościoła Mariackiego, gdzie właśnie rozpoczynały się rekolekcje wielkopostne. Kiedy spóźniona weszłam do środka, kapłan odczytywał właśnie Ewangelię, która do dziś rozbrzmiewa w moim sercu: „[...] I każdy, kto dla mego imienia opuści dom, braci, siostry, ojca, matkę, dzieci lub pole, stokroć tyle otrzyma i życie wieczne posiądzie na własność. Wielu zaś pierwszych, będzie ostatnimi, a ostatnich pierwszymi" (Mt 19,27-30). Słowa te były dla mnie odpowiedzią.
Były jeszcze inne sytuacje, słowa, gesty osób, które stały się przewodnikami w drodze. Te wszystkie osoby i wydarzenia doprowadziły mnie do tego momentu i miejsca, w którym obecnie jestem. I tak oto, każdego dnia, już jako siostra urszulanka- ciągle na nowo rozpoczynam wędrówkę z Jezusem -Oblubieńcem, do Ojca w obecności Ducha Świętego. Moim Umiłowanym jest Jezus, który wzywa mnie po imieniu, a ja pragnę odpowiedzieć na Jego wezwanie jak tylko „teraz" potrafię najlepiej.
Siostra Lucyna
Niedziela Gaudete, trzecia niedziela Adwentu, przypomina nam, że radość jest nieodłącznym elementem życia chrześcijańskiego. To wyjątkowy moment w liturgii Adwentu, który wyłania się jako przedsmak nadchodzącej pełni radości – Bożego Narodzenia. Wyraz „Gaudete” pochodzi z łacińskiego wezwania: „Gaudete in Domino semper” – „Radujcie się zawsze w Panu” (Flp 4,4). Radość, o której mówi Biblia, to coś więcej niż chwilowe zadowolenie. Jest głęboko zakorzeniona w Bożej obecności i Jego obietnicach. Warto przyjrzeć się biblijnym i historycznym znaczeniom tej cnoty oraz zastanowić się, jak możemy ją przeżywać w codziennym życiu.
Proście Go, uniżajcie się wobec niezmierzonej potęgi Boga.
św. Aniela Merici