Spotkanie 7 Budujemy SZKOŁĘ ... budujemy DOM
W ciągu pierwszych lat istnienia lubelskiej szkoły przybywało uczennic i pensjonarek, tak wiele, że trudno było nie myśleć o rozbudowie gmachu. Przedsięwzięcie budowlane, które podjęła bez funduszy, z wielką odwagą licząc na Bożą Opatrzność, m. Stanisława Władzińska, a po niej jej następczyni m. Szczęsna Chruniówna, całkowicie zmieniło dotychczasowe warunki pracy. Rozpoczęcie budowy natrafiało na spore trudności ze strony konserwatora zabytków i banków niechętnych do udzielenia pożyczki. Dopomógł nie kto inny jak św. Józef, do którego odtąd w marcu, za pozwoleniem biskupa, po mszy św. odmawiano litanię i śpiewano pieśni. M. Stanisława Dewechy pisała do swej następczyni m. Stanisławy: "życzę abyście w Lublinie korzenie mocno zapuściły, gmachu nie oddawały wizytkom, lecz odnowiły stary w dawnym stylu, w nim urządziły klauzurę i pensjonat częściowo, a dla szkoły wybudowały na podwórzu budynek ze salami i nowoczesnymi urządzeniami. To jedno życzenie - a drugie, by św. Józef dał dużo pieniędzy na dach, a co lepsze - by dał ten wielki, ukochany Święty - dużo duchowego cementu, by zgromadzenie nim spojone przedstawiało najmilszy widok dla nieba i dla ziemi" (27. 03. 1921). W 1924 roku powstał komitet budowy z przewodniczącym inż. Zygmuntem Słomińskim, dyrektorem Dyrekcji Robót Publicznych na czele. Żona jego była pierwszą prezeską powstałego
Wykonał on plan nadbudowy II piętra, przeznaczonego na pomieszczenia szkolne, tak aby na zewnątrz budynek zachował swój dawny zabytkowy styl. Inżynierowie Jan Krause i Stanisław Korczyński bezinteresownie kierowali pracami i sprowadzili znanego im majstra Kosickiego. Dodatkowo doradzał brat Dydko tj, w tym samym czasie nadzorujący budowę jezuickiego Bobolanum. Dzięki niemu okna i drzwi do nowych pomieszczeń sprowadzono z Pleszewa. W maju 1925 r. zdjęto dach, a po zakończeniu roku szkolnego przystąpiono do budowy. Aż trudno uwierzyć, ile zdołano wykonać w tak krótkim czasie od wiosny do jesieni 1925 roku. A było tego sporo:
Budowa szła całą parą. Wakacje kończyły się. Pomieszczenia klasowe były już pod dachem. Mokre ściany osuszały siostry dzień i noc piecykami koksowymi. Podłogi na korytarzach pozostały jeszcze prowizoryczne.
Odbyło się poświęcenie kamienia węgielnego. Zaciągnięto pożyczkę wekslową w kwocie 30.000 zł. za poręczeniem brata m. Antoniny, dyrektora Banku we Lwowie. Z Poznania sprowadzono robotników i materiały na piec parowo-piekarniczy. Nie wiedzieć kiedy, w ciągu kilku miesięcy stanął dom jak cacko. Inżynierowie, prowadzący wszystkie fazy budowy, zadbali o to by budynki otrzymały estetyczny wygląd. Całość została otynkowana. M. Stanisława tak to oceniła: "Dotychczas przyrównywałyśmy gmach do starej panny malującej się na próżno aby się odmłodzić. Teraz odmłodnienie na zewnątrz prawdziwie nastąpiło na całej linii". Przy pracach budowlanych odkryto od strony wirydarzy piękne gotyckie okna częściowo zamurowane. Przy furcie w rozmównicy stanęły ciężkie drewniane ławy, które otwierały się i służyły za łoża, "śmiałyśmy się, że w stylu jagiellońskim", dalej były korytarze z oknami i sklepieniami gotyckimi, piękna sala ze słupem kazimierzowskim w środku i herbami Firlejów pozostała niestety przy Archiwum. W 1923 r. wybudowano także budynek gospodarczy z kuchenką i składem na siano.
Tyle, aż tyle, pozostawiła po sobie niezapomniana m. Stanisława Władzińska. Kochała lubelski Dom prawdziwie. Ona to wyposażyła kaplicę w cenny obraz Matki Bożej Pocieszenia w srebrnej sukience, pochodzący z jej z rodzinnego domu. Bóg w swej niepojętej dobroci tak pokierował jej losem, że po 25 latach kolejnych kadencji przełożeńskich w Tarnowie (1926-1929), Kołomyi (1929-1935), Stanisławowie (1935-1942), Krakowie (1942-1943 w Domu na Rękawce) i Gdyni (1943-1951) powróciła do swego Lublina. I właśnie stąd odeszła w 1956 r. na gody wieczne ... do radości Pana. Ile razy patrzę na obraz Bożej Rodzicielki w lubelskiej kaplicy widzę ją przed nim klęczącą.
Ale wracajmy do naszej "budowlanej" opowieści. Następczyni m. Stanisławy na przełożeństwie, m. Szczęsna Chruniówna, przyjechała do Lublina w lipcu 1926 r. Zastała dom powiększony i zmodernizowany. Pozostało jeszcze umeblowanie pokoików w pensjonacie, położenie ceramicznej podłogi na korytarzu łączącym stary gmach z nowym (obecny refektarz). Już planowano uroczyste poświęcenie budynku, a tu okazało się, że trzeba zrealizować nowe polecenie kuratorium i przygotować pracownie specjalistyczne. Wymagało to, bagatela, dodatkowych pomieszczeń.
Już za rządów m. Anny Matiuszyn w 1934 r. przeniesiono z II piętra "infirmerii" pralnię do piwnicy i kuchnię z sali gotyckiej na parter, poszerzając tym samym teren pensjonatu.
Ten wielki wysiłek budowlany, tyle osobistego poświęcenia każdej z sióstr, wydał owoce. Szkoły mogły się w pełni rozwinąć w warunkach ułatwiających naukę i wychowanie. Uczennic było coraz więcej. M. Stanisława powie o nich, że "były to złote dziewuszki i do tańca i do różańca". W 1927 r. było ich 410. Wiele z nich korzystało ze sporej zniżki w opłatach. Urszulanki lubelskie przejęły z tradycji kołomyjskiej zwyczaj przyjmowania każdego roku bezpłatnie trzech uczennic, nazywanych dziećmi "Dzieciątka Jezus", "Matki Bożej", "świętego Józefa". Bywało i tak, że było ich więcej. Nazywano je wówczas dziećmi "św. Anieli" i "św. Urszuli". Szkoła i Dom stanowiły jedno ! Wspólne były radości i wspólne smutki. I te wielkie i te małe, jak choćby radość z pierwszych bułeczek upieczonych przez s. Salezję Piątkowską w nowym piecu piekarniczym jesienią w 1925 r. ! Zbudowały Urszulanki w Lublinie z potrzeby serca i pracą rąk DOM i SZKOŁĘ! A Bóg widział, że było to dobre DZIEŁO ... i błogosławił mu.
Bibliografia: AOSUL sygn. A I.IV.5/6: Urszulanki polskie. Lublin 1920-1926. Oprac. St. Ładzińska. [b.m. r.]. AOSUL sygn. A.IV.3. Kroniczki świąteczne Zgromadzenia Lubelskiego: 1924-1934 AOSUL sygn. A.VII.6./2 Wspomnienia o zmarłych Urszulankach Zgromadzenia Lubelskiego 1956 Oprac. Aleksandra Witkowska osu Lublin 30 kwietnia 2007
|