Spotkanie 3
Pierwsze były panny brygidki
Przybyły na wschodnie rubieże Królestwa polskiego z daleka, z za morza, ze Szwecji. Bo tam, w Vadstenie, był ich macierzysty klasztor założony przez św. Brygidę, zwaną szwedzką, jedną z wielkich mistyczek średniowiecza, wybitną postać Kościoła XIV wieku.
Urodziła się w 1303 r. w Finsta niedaleko Upsali, w rodzinie panów szwedzkich spokrewnionych z rodem królewskim. Bogata osobowość tej niezwykłej kobiety pozwoliła jej być zarówno małżonką i matką licznego potomstwa (ośmioro dzieci), panią feudalną, opiekunką biednych, politykiem i dyplomatą, ascetką i mistyczką, prorokinią i cudotwórczynią niestrudzoną pątniczką, autorką pism, które zajmują jedną z najważniejszych pozycji w średniowiecznej literaturze religijnej. Cechy jej charakteru, zdawałoby się nie często u kobiety w tych czasach spotykane, noszą na sobie piętno epoki, w której przyszyło jej żyć.
Klasztor w Vadstenie z XIV w.
W 1346 roku, podczas jednej z wizji, którymi była obdarzona i które spisywała z nakazu spowiednika w księdze Objawień niebieskich, otrzymała od Chrystusa polecenie założenia zakonu. Reguła, którą napisała dla zakonu Zbawiciela (Ordo Sancti Salvatoris), zakładała istnienie w nim dwóch grup: wspólnoty żeńskiej i męskiej - brygidek i brygidów.
Św. Brygida pisząca regułę. XVIII w.
Podczas pobytu w Rzymie, gdzie starała się o zatwierdzenie reguły, Brygida umiera 23 lipca 1373 r. Od grudnia do maja następnego roku trwała podróż do Vadsteny ze zwłokami Brygidy. Trasa prowadziła przez Karyntię, Styrię, Morawy, Polskę do Gdańska i morzem do Szwecji.
W 1378 r. papież Urban VI zatwierdził ostatecznie regułę zakonu, a w 1391 r. jego założycielka - św. Brygida - zostaje kanonizowana.
W dalszych stuleciach Zakon Zbawiciela rozwija się zwłaszcza w Europie północnej i środkowej. W ciągu XV w. powstaje ok. 27 klasztorów, w czasach nowożytnych będzie ich 80. Dziś po wielu z nich wszelki ślad zaginął. Z licznych n.p. konwentów brygidek w Niemczech zachował się jedynie najstarszy, w Altomünster (Bawaria), w którym z wielkim szacunkiem przechowuje się pamiątki po polskich brygidkach z Grodna, m. in. pastorał i pierścień ostatniej ksieni. Ogląda się je z prawdziwym wzruszeniem.
****
Wcześnie Zakon Najświętszego Zbawiciela zapuścił korzenie w kraju słowiańskim, w monarchii króla Jagiełły, gorliwego neofity, w państwie wielu narodów i wielu wyznań, w kraju pięknym i wówczas zamożnym, gdzie rycerze waleczni, miasta zasobne, a lud w Boga i Maryję wierzący. To prawda, że lubelskim brygidkom i brygidom początkowo łatwo nie było. Byli obcy, polskiej mowy nie znali. No, i byli dziwnym zakonem - podwójnym: monastyczno-kontemplacyjnym i kontemplacyjno-apostolskim. Panny-siostry oddane modlitwie, bracia i kapłani służbie Bożej w kościele i gospodarowaniu brygidkowskimi włościami. A wszyscy pod władzą panny ksieni z pastorałem w dłoni. Pierwszą ksienię znamy z imienia. Była nią Agnes.
Z uposażenia królewskiego klasztor był bardzo bogaty. To i stąd początkowa brała się do niego niechęć mieszczan lubelskich. A może i dlatego, że póki nie było w jego murach polskich sióstr i polskich braci, bywały w nim, - jak pisze Jan Długosz - "spory, skandale i czyny haniebne", jak choćby potajemne wywiezienie przez braci do Gdańska wszelkich kosztowności i paramentów, w które klasztor był wyposażony przez króla Jagiełłę. Ale już pod koniec XV wieku nastał w klasztorze porządek zaprowadzony przez pierwszego polskiego przeora brygidów - Marcina z Karniowic, który "klasztor w rzeczach duchowych i doczesnych dobrze rządząc przeprowadził na powrót do rzetelnego zachowania reguły".
Klasztor w XVI i XVII stuleciu pomnażał swe włości. Zapełniony córkami najznakomitszych i najzamożniejszych domów polskich stał się jednym z najbogatszych w kraju. Rozwój gospodarczy, wykupywanie terenów podmiejskich, utworzenie klasztornej jurydyki (to znaczy terenu wyłączonego spod władz miejskich) w południowo-zachodniej części miasta, wszystko to doprowadzało do częstych i długotrwałych sporów z mieszczanami, z rajcami i biskupami krakowskimi, którym klasztor lubelski podlegał. A bywały to konflikty nie małe, skoro jeden, za czasu panowania Zygmunta Augusta, zakończył się obłożeniem przez biskupa ksieni Anny z Ossolina Ossolińskiej klątwą, a klasztoru interdyktem.
Ale Panu Bogu miłe były panny brygidki.Dał im kilka wspaniałych kobiet, pobożnych, mądrych i odważnych, które w XVI i XVII stuleciu, jako ksienie siostrom przewodziły. W zaprowadzeniu klasztornej obserwy, po usunięciu w 1595 r. przez króla Zygmunta III z lubelskiego klasztoru braci brygidów, dopomogły trzy biskupie wizytacje: kard. Jerzego Radziwiłła (1597 r.), Bernarda Maciejowskiego (1604 r.) i Piotra Tylickiego (1607 r.). Dekrety powizytacyjne, o dziwo, te same sprawy przypominają: a to, że brak mistrzyni nowicjatu, że panny milczenia nie zachowują, że przywileje przechowuje ksieni w sposób niedbały, że lampa w kościele ma ustawicznie gorzeć, że inwentarz wszystkich dóbr ma być spisany, a ksieni przed siostrami co miesiąc składać ma sprawozdanie z dochodów. Imiona fundatorów i dobrodziejów, a także sióstr żywych i umarłych, mają być wywieszone na chórze i w zakrystii dla pamięci modłów za ich dusze. Klasztor ma być obmurowany, a klauzura przez mniszki, pod karą klątwy, zachowana.
Wszystkiego tego dopilnowały dwie zwłaszcza ksienie: Agnieszka Jastkowska, herbu Rawicz (1589-1630) i Dorota Firlejówna (1632-1660), córka Jana kasztelana wojnickiego. One to doprowadziły do generalnej przebudowy klasztoru i kościoła w latach 1589-1660.
Ksieni Jastkowska, gorliwa potrydencka reformatorka, wzniosła trzy części klasztoru (obecny parter i pierwsze piętro), a kościół dostał dzisiejszą wieżę. Jej następczyni, Dorota Firlejówna, "kościół i chór reformowała, ołtarze nowe wystawiła, klasztoru czwartą część zamurowała i dookoła zupełnie murem otoczyła, aparatów kościelnych przysposobiła, sale upiększyła sztukaterią". Ołtarzy było pięć, na tle czarnym miały rzeźby i figury suto pokryte złotem. Główny ołtarz z patronalnym obrazem Wniebowzięcia NMP świeżej daty. Ufundowała ksieni Dorota także ambonę i balustradę, ławki i stalle w prezbiterium, z malowidłami przedstawiającymi życie św. Brygidy, do dziś istniejące. A także chór nad wejściem do kościoła. Dachówką kryte dachy, na kościele i klasztorze, zastąpiono miedzianymi. Wymurowano pod kościołem groby dla sióstr dla wiecznego spoczynku.
To za rządów ksieni Agnieszki i Doroty zamożny klasztor lubelski stał się domem macierzystym klasztorów brygidkowskich na wschodnich kresach Rzeczypospolitej: we Lwowie, Samborze, Łucku,Grodnie,Brześciu i Sokalu, a także na Litwie w Wilnie.
Po najpomyślniejszych latach przyszedł czas niekończących się wojen. W 1648 r. uciekały brygidki przed Kozakami i Tatarami przez Kazimierz, do Janowca i Wisłą do Warszawy. Tylko kilka odważnych z kapelanami zostały na miejscu. W czasie drugiej ucieczki w 1655 r. napadnięte przez Kozaków i Moskali ledwie z życiem uszły. Po powrocie zastały kościół i klasztor obrabowany i zniszczony. Cztery z nich, pozostałe w mieście, przez Kozaków zamordowane zostały okrutnie. Daj im Panie radość wieczną ... i naszą modlitewną pamięć o nich, nieznanych męczenniczkach lubelskich.
Wojny szwedzkie wypędziły panny brygidki raz jeszcze z klasztoru. Za rządów Maryanny Oborskiej (1688-1708) przeżyły drugie najście Szwedów.
W niespokojnych czasach klasztor nadal rozwijał się, szlachcianek i mieszczańskich córek do nowicjatu przybywało. Tak było za ksieni Teofili Dłużewskiej (1720-1737), Rozalii Swędrewskiej (1737-1767), Maryanny Jezierskiej (1768-1791).
Aż przyszły lata trudne utraconej niepodległości, długi czas niewoli. Ksieni Teofila Kuczewska (1791-1814) odebrała od władz carskich nakaz ograniczenia przyjmowania kandydatek, a Barbara Brodowska (1814-1821) była ostatnią ksienią wybraną przed kasatą lubelskiego konwentu. Ten akt bezprawia, nie pierwszy wobec zakonów i nie ostatni, nastąpił 14 lutego 1818 r. Zajęto dobra na skarb państwa, pozostawiono siostry w klasztorze na szczupłej pensji aż do wymarcia.
Ostatnią ksienią i ostatnią brygidką była Dorota Choińska (1833-1870). Bóg długiego życia jej dozwolił, ale i wiele krzyżów do zniesienia przeznaczył. Patrzyła na śmierć ostatnich swych sióstr i po pięciu latach w osamotnieniu spędzonych, dołączyła do ich grona, by już nie na tej ziemi a na zawsze śpiewać Oblubieńcowi radosne Sanctus, Sanctus. W 1870 r. pochowano ją, jako ostatnią, w grobach pod brygidkowskim kościołem. Klasztor zamieszkiwały już siostry wizytki, umieszczone w nim w 1835 roku przez władze carskie.
444 lata w klasztorze, w którym dziś my żyjemy, oddawały Bogu chwałę lubelskie brygidki. Czy mogły by o nim zapomnieć ? Czy nie czuwają nad Domem i nad nami ?
Wystarczy przyłożyć do ścian ucho ..., przejść się nocą po domu ..., spojrzeć przez okno na wirydarz, kiedy księżyc świeci ... Gdzieś coś jęknie, gdzieś coś szepnie, niekiedy skrzypnie..., gdzieś melodia nutką cichutką płynie ...
Pan Bóg w swej cudownej prowidencji sprawia, że One są z nami !!!
Bibliografia:
Borkowska M., Panny siostry w świecie sarmackim. Warszawa 2002
Holböck F., Gottes Nordlicht. Die hl. Birgitta von Schweden und ihre Offenbarungen. Stein am Rhein 1983
Targosz K., Piórem zakonnicy. Kronikarki w Polsce XVII w. o swoich zakonach i swoich czasach. Kraków 2002
Wadowski A. , Kościoły lubelskie na podstawie źródeł archiwalnych. Kraków 1907
Oprac. Aleksandra Witkowska osu
Lublin 1 marca 2007