Spotkanie 10

Uwaga, Uwaga nadchodzi...

 

Już od początku 1939 roku mówiło się o  możliwości wojny. Od lutego rozpoczęły się w mieście kursy i ćwiczenia obrony przeciwlotniczej. I na nich to uczyły się urszulanki jak zaciemniać okna, jak gasić bomby łopatką piasku!  W lipcu i sierpniu kopały siostry wraz z ludnością miasta rowy na podwórzu klasztornym.

Początek września - początek czasu wojny. Toczą się bitwy nad Bzurą, nad Bugiem, nad Sanem, broni się Modlin i  Warszawa, są walki w lasach biłgorajskich, broni się Westerplatte.

W lubelskim klasztorze wciąż wierzy się w zwycięstwo mimo, że na podwórzu, w ogrodzie, w salach szkolnych coraz więcej cofającego się przed wrogiem wojska polskiego, głodnego i do kresu sił zmęczonego.

Opatrzność Boża dała Domowi lubelskiemu na ten wojenny czas m. Teklę Busz - człowieka wielkiego ducha. Była naszą przełożoną od lipca 1938 roku i przeżyła z nami czas okupacji zawierzając ufnie nasz los Bogu.

To Ona, w porozumieniu z Matką Prowincjalną, m. Emanuelą Mrozowską, obecną wówczas w Lublinie, 8 września przy śniadaniu zaapelowała do Zgromadzenia: "Złóżmy dziś, w dniu urodzin Matki Bożej, ofiarę Bogu w intencji ratowania Ojczyzny - oddajmy nasze złote i srebrne obrączki. Złoto i srebro pójdzie na potrzeby armii, a nasza ofiara przed tron Boży, aby wybłagać miłosierdzie. Nie ma nakazu, jest to dar całkiem dobrowolny...". I za pół godziny -  jak pisze kronikarka - "widziało się w kaplicy przed klęcznikami Matki Prowincjalnej i Matki Przełożonej na stoliczku małą tackę a na niej leżące już dwie obrączki naszych Matek. A potem co chwila, podchodziła jakaś dusza i składała swoją, gdzieś w kącie serdecznie ucałowaną po raz ostatni. Czuło się, że gdyby ceną naszego życia dało się uratować Ojczyznę składałybyśmy je równie cicho i ochotnie".

Matka Tekla, aby uchronić Dom zawiesiła w kilku jego miejscach obrazki Miłosierdzia Pana Jezusa i odmawiała często z siostrami koronkę do Miłosierdzia Bożego. Wierzyła ... ufała i wnosiła w skołatane nasze serca nadzieję!

Pomagała wszystkim przybywającym do klasztoru. Uciekającym rozbitkom polskiej armii, głodnym żołnierzom biwakującym na naszym podwórzu, ofiarowała na obiad najokazalszą świnkę z naszego chlewika. Była to ich pierwsza od tygodnia ciepła strawa. Na dalszą żołnierską drogę opatrzyła w medaliki, różańce i obietnicę urszulańskiej modlitwy. Pomyślała także o przygotowaniu cywilnych ubrań dla oficerów i żołnierzy na wypadek klęski, by ich uchronić przed wzięciem do niewoli niemieckiej.

                W klasztorze przyjmowano dziesiątki uciekinierów, zwłaszcza rodziny z dziećmi. Rozmieszczeniem ich we wszelkich dostępnych pomieszczeniach zajmowała się m. Angela Mroczkiewicz.

9 września około godziny 10-tej padły na  Lublin pierwsze bomby. Alarm - huk oszałamiający - "nie wiedziałyśmy czy zdążymy zejść na dół do piwnicy, do schronu ... tego dnia było u nas około 500 osób szukających ratunku i schronienia". Zburzone zostały okoliczne domy, a klasztor nasz stał nietknięty. W tym dniu m. Tekla zawiesiła na korytarzu kaplicznym obraz Matki Bożej Częstochowskiej jako wotum dziękczynne za ocalenie i z prośbą o dalszą opiekę nad Domem. Odtąd, przez cały czas wojny, w święty maryjne, paliła się lampka przed obrazem, dziś wiszącym na sali zgromadzenia.

Im silniejsze w kolejne dni były naloty, tym goręcej modlono się wspólnie w schronie, na korytarzu przy kamiennej sali. "Trzeba było widzieć te twarze rozmodlone, gdy śpiewano «Serdeczna Matko» ... albo «Z tej biednej ziemi»... ". Przez cały ten czas nalotów s. Idalia Kieruczenko, według wskazówek z kursu przeciwlotniczego, z łopatką piasku w ręku, trwała bohatersko na swym posterunku na strychu z kilkoma pracującymi u nas dziewczętami. Z trudem "ściągnięto" ją z wojennej placówki!

Przebywające w naszym klasztorze siostry nowicjuszki, przewiezione z Pokrzywna w bezpieczniejsze jak się wydawało miejsce, w czasie jednego z nalotów z całym impetem uciekając z kaplicy do schronu natrafiły na spokojnie idącą właśnie do kaplicy m. Teklę. Zatrzymała je - "tak nie może być. Nie mogą siostry robić paniki, proszę wrócić do kaplicy, zaufać Panu Jezusowi, a potem spokojnie zejść do schronu".

Wkrótce przeniesiono Najświętszy Sakrament do sali jadalnej pensjonatu, w której odtąd odprawiano mszę św. Przeniesiono także obraz Matki Bożej Pocieszenia, przed którym odmawiano różaniec za Ojczyznę i jej obrońców, za dusze poległych żołnierzy. Trwała nieustający adoracja Najświętszego Sakramentu - przychodzili z miasta ludzie duchowo rozbici. Szukały schronienia u nas nasze uczennice. Podczas silnego bombardowania przybiegła Basia Krupczak (s. Consolata) wołając "niech siostry wszystkie zejdą do piwnicy, bo walą w najwyższe budynki". M. Bożena nie wypuściła jej do domu, została z siostrami.

W kolejnych dniach bombardowano Krakowskie Przedmieście, ul. Kapucyńską, Chopina. Wydawało się, że zachwiały się i nasze grube mury. Bomby padały przed lub za naszym domem. Miłosierdzie Boże  - któremu m. Tekla tak bardzo ufała - czuwało nad nami."Coraz gwarniej było na korytarzach, w sali kamiennej i coraz większe garnki z zupą przynoszono w porze obiadowej dla tych, którzy z nami byli. Siostry, tylko w chwilach największego niebezpieczeństwa, odchodziły od garnków, patelni, pieca chlebowego, trzody chlewnej ... Dzień i noc furta była otwarta, przyjmowała rozbitków wojny. Nocą i rankami częstowani byli kawą lub herbatą, w porze obiadowej zupą. Nikt nie prowadził rejestracji, nikt nie zapisywał nazwisk, nikt nie liczył porcji...".

W nocy z 17/18 września po walkach Lublin został zajęty przez Niemców. "Do naszego gmachu wtargnęli Niemcy równocześnie od strony furty i przez drzwi wejściowe od archiwum, z krzykiem, tupotem, uzbrojeni wbiegali na korytarze szukając broni i ukrytych polskich żołnierzy. Na szczęście nic nie znaleźli."

Wizytujący oficer niemiecki pełen zdziwienia tłumaczył s. Angeli: "Siostro, dom ten na wzgórzu, był celem obstrzału, jak to się stało, że oprócz dwóch szyb wybitych i futryny, która wypadła od wstrząsów zapewne, żadnych innych szkód nie zaznał ? "Odpowiedź była taka jasna: Boże Miłosierdzie i Ta, co dana nam na obronę!

22 września Matka Prowincjalna wraz z nowicjatem i junioratem odjechała do Krakowa. Podróż trwała cały tydzień !!!

Nie do wiary! M. Tekla wraz z m. Bożeną postanowiły rozpocząć nowy rok szkolny! Korzystając z tego, że Niemcy zajęci byli jeszcze wojną i zdobywaniem Warszawy, w porozumieniu z polskimi jeszcze władzami miejskimi, 23 września odprawiona została w kościele pobrygidkowskim pierwsza szkolna msza św. na którą przybyło ok. 200 uczennic. W urszulańskie ślady poszły inne lubelskie gimnazja. Gmach nasz na razie nie był zajęty przez okupanta, więc udzieliłyśmy lokalu także Gimnazjum Unii Lubelskiej, którego budynek zajmował szpital Czerwonego Krzyża. Rok szkolny trwał .... tylko kilka miesięcy. Tak, jak wszystkie inne gimnazja, zamknięto naszą szkołę. Łzy, pożegnania i wielka nadzieja...

Klasztor lubelski rozpoczął zapisywać nowe strony swych dziejów pod okupacją niemiecką.

 

Każdy dzień był wezwaniem, każdy dzień był darem,

każdy dzień był czasem błagalnej modlitwy:

- Ojczyznę wolną racz nam wrócić Panie -

 

 

Bibliografia:

AOSUL A.IV.5/2: Historia Zgromadzenia Częstochowskiego i życie M. Tekli Busz. Cz. III. Oprac. Stanisława Manowarda osu  [b.m.r.]

AOSUL A.IV.1. Kronika Zgromadzenia Lubelskiego: 1935 (1.01.) - 1948 (29.09.)

 

Oprac. Aleksandra Witkowska osu

Lublin, 15 czerwca 2007