logo

Do dziś Bóg trzyma mnie za słowo

„Oto ja poślij mnie" [Iz 6, 8]


Gdy spotkałam Pana w moim życiu, doświadczyłam tak jak Izajasz swej grzeszności, słabości i niegodności. Wiedziałam, że Bóg wie o mnie wszystko i aż chciało się krzyczeć „Biada mi! Jestem zgubiony!".

Jednak doświadczając Go dalej zauważyłam, że nie zależy Mu, tak jak człowiekowi na przeglądaniu tego, co minęło. On patrzy do przodu oczami pełnymi miłości i ogromnej nadziei. Poczułam dotyk Jego przebaczenia. Idąc za Nim dalej zauważyłam, że ma dla mnie pewną misję, jakieś plany. Na początku nie wiedziałam, co się za tym kryje. Byłam jak dziecko, które „zachłysnęło się" Bogiem. Idąc głębiej, zakorzeniając się w Nim, usłyszałam pytanie: „Kto by nam poszedł?" Pytanie to zwaliło mnie z nóg, a zarazem czułam się ogromnie wyróżniona. Moje serce w ciszy, choć z lękiem zakrzyknęło: „Oto ja, poślij mnie!" Zaczęła się wówczas droga z Panem, który konsekwentnie trzyma się słów wypowiedzianych przez człowieka. Do dziś Bóg trzyma mnie za słowo.

Słowa „Oto ja, poślij mnie" są mocne w wymowie. Wymagają od nas wiary i miłości, która wszystko zniesie. W powołaniu- misji trzeba słuchać Boga jak uczeń, który zaufał swemu Panu i jest ciągle do Jego dyspozycji. Trzeba być codziennie otwartym na Jego Słowo i nie cofać się przed jego konsekwencjami. Na tym polega wierność. Dziękuję Bogu, że codziennie pobudza me ucho, bym słuchała Jego słów, szczególnie w czasie Eucharystii. Tam jest początek misji i służby Bogu oraz ofiara Jego i nasza w wiernym wypełnianiu Jego słów. Słuchając Boga doświadczam, że muszę zaprzeć się samej siebie, by się nie cofnąć i być wierną.

Wstąpiłam do Zakonu. To wywołało burzę w moim domu. Czekałam z nadzieją, że wszystko się ułoży, że mama przyzwyczai się do mojej decyzji i zaakceptuje ją w pełni. Wiedziałam, że nie było jej łatwo. Uczyniła ze mnie ofiarę dla Boga, oddała najcenniejszy skarb swej miłości. Po jakimś czasie miałam rzeczywiście wrażenie, że burzliwa sytuacja w domu wyciszała się i uspokajała. Pewnego dnia wszystko jednak runęło. Bóg zechciał, żebym to ja złożyła ofiarę z mamy. Okazało się, że jest śmiertelnie chora. Szpital, lampy, przerzuty, zwiększający się ból i cierpienie, fizyczne i duchowe. Wszystko trwało ponad pół roku. Bóg ciągle kierował do mnie swe słowa, a ja się nie oparłam. Nie było to łatwe, bo doświadczałam swej słabości i chwiejności w zawierzeniu Bogu. Mimo wszystko odczuwałam jednak, że Pan mnie wspomaga i że jest ze mną. Gdy dowiedziałam się, że choroba mojej mamy jest w ostatnim stadium, i że trzeba się przygotować na jej odejście, doświadczyłam mocno, co oznaczały wypowiedziane przeze mnie słowa „Oto ja, poślij mnie".

Był sierpień- ostatnie chwile życia i cierpienia mamy, a On każdego rana pobudzał me ucho, bym słuchała jak uczeń. Trudne dla mnie było to zasłuchanie się w Nim. Stawiałam Bogu wówczas dużo pytań. „Jak długo Panie?" Wydawało mi się wtedy, że Bóg milczy, że nie było Go ze mną. To jednak ja nie potrafiłam, albo nie chciałam Go słuchać. 
W jego planach było, by mama odeszła. I tak się stało. Wraz z datą 31 sierpnia runęły wszystkie moje plany. Poczułam się totalnie sama, opuszczona przez wszystkich. Słowa Pana „Kto by nam poszedł?" biły się jednak w moich myślach i sercu i nie dawały spokoju. Odpowiedziałam kolejny raz: „Oto ja, poślij mnie".

„W Jego ranach jest nasze zdrowie." Tylko Bóg może mnie uzdrowić. Uzdrawia po dziś dzień. Swym Słowem, miłością, tym, że po prostu jest przy mnie. To zdarzenie- jedno z pierwszych mocnych spotkań z Panem było ogromną próbą mojej wiary i mojego powołania. Czuję się silna tym właśnie doświadczeniem i wiem, że upadłabym, i nie podniosłabym się z tego upadku gdyby Bóg mnie nie wspomagał. Jestem wdzięczna Bogu za Jego obecność w moim życiu, za łaskę wybrania- powołania, która stała się dla mnie najlepszym lekarstwem. Uczyniła mnie nowym człowiekiem.

Ciągle doświadczam, że Jego logika nie jest z tego świata. Po dziś dzień Jezus mówi: „Pozwól się prowadzić".


s. Agnieszka Młynarczykowska


 

 


 

IV Niedziela Wielkanocna

Dobry pasterz jest dla swoich owiec kochającym bratem i prawdziwym, wiernym przyjacielem. Zna każdą owcę, one go też znają i idą za jego głosem. Miedzy dobrym pasterzem a jego stadem nawiązuje się serdeczna, bliska, ciepła, przyjacielska relacja. Prawdziwy pasterz zawsze ma czas i jest do dyspozycji swojego stada we dnie i w nocy. Dobry pasterz nigdy nie zawodzi.

Na dziś

Tym więcej jest trudu i niebezpieczeństw,
im większej wartości jest przedsięwzięcie.

św. Aniela Merici